Wstyd się przyznać, ale jeszcze tydzień temu nie wiedziałam
kim jest Sylwia Wiesenberg. Gdy Magda, redaktorka Polska Biega zaproponowałam
mi udział w warsztatach kulinarnych musiałam wygooglać nazwisko. Sylwia, twórczyni
unikatowej metody ćwiczeń “Tonique”, prowadzi też stronę internetową i blog
poświęcony stylowi życia – Tonique Woman. Sylwia Wiesenberg jest też ambasadorką marki Fit&Easy, dzięki której zostałam zaproszona na warsztaty.
Misją Sylwii jest inspirowanie, edukowanie, motywowanie kobiet by dbały o zdrowie i sprawność fizyczną i tym samym zyskały większą pewnością siebie. Misja bliska memu sercu – też mam takie ambicje, choć daleko mi do unikalności. Zatem w wielką ochotą i zapałem udałam się do Centrum Domowych Inspiracji Bosch. Na miejscu zorientowałam się, że Sylwia to naprawdę znana postać. Na warsztatach dostrzegłam kamery i parę znajomo wyglądających twarzy. Z telewizji? Internetu? Był też Robert Wojnarowski, szef kuchni restauracji Sowa i Przyjaciele, uczestnik ostatniej edycji Top Chef. Nie ukrywam, że trochę mi to zaimponowało, ale i trochę onieśmieliło. Próbowałam nawet zabłysnąć, podpowiadając Robertowi, który skarżył się, że nie mógł dostać prosa, iż powinien był pytać o kaszę jaglaną. Nie jestem pewna czy ktokolwiek skojarzył, że kasza jaglana jest robiona z prosa. Niemniej Sylwia wykorzystała to jako pretekst, aby zachęcić do nietrzymania się ściśle przepisów. Każdy produkt, którego nie możemy kupić można zastąpić innym, podobnym, co nam wyobraźnia podpowie.
Misją Sylwii jest inspirowanie, edukowanie, motywowanie kobiet by dbały o zdrowie i sprawność fizyczną i tym samym zyskały większą pewnością siebie. Misja bliska memu sercu – też mam takie ambicje, choć daleko mi do unikalności. Zatem w wielką ochotą i zapałem udałam się do Centrum Domowych Inspiracji Bosch. Na miejscu zorientowałam się, że Sylwia to naprawdę znana postać. Na warsztatach dostrzegłam kamery i parę znajomo wyglądających twarzy. Z telewizji? Internetu? Był też Robert Wojnarowski, szef kuchni restauracji Sowa i Przyjaciele, uczestnik ostatniej edycji Top Chef. Nie ukrywam, że trochę mi to zaimponowało, ale i trochę onieśmieliło. Próbowałam nawet zabłysnąć, podpowiadając Robertowi, który skarżył się, że nie mógł dostać prosa, iż powinien był pytać o kaszę jaglaną. Nie jestem pewna czy ktokolwiek skojarzył, że kasza jaglana jest robiona z prosa. Niemniej Sylwia wykorzystała to jako pretekst, aby zachęcić do nietrzymania się ściśle przepisów. Każdy produkt, którego nie możemy kupić można zastąpić innym, podobnym, co nam wyobraźnia podpowie.
Dla uczestników przygotowano dwa stanowiska, z całą masa
świeżych produktów i wydrukowanymi przepisami. Strategicznie ustawiłam się przy
stanowisku Sylwii i to był świetny pomysł. Przypadły mi w udziale bakłażany.
Cudowne warzywo, które kocham miłością wielką od pierwszej mojej podróży do
Grecji. Niestety nigdy nie udało mi się przyrządzić ich w domu. Zawsze
smakowały jak wata, podobnie jak większość bakłażanów zamawianych „na mieście”.
Dlatego też uznałam, że to warzywo może smakować tylko w Grecji i za każdym
razem (a tych razów było 12), gdy tam właśnie spędzałam wakacje, pochłaniałam bakłażany
w ilościach hurtowych, a w Polsce omijałam je szerokim łukiem.
Zatem Bakłażany z mieszanką sałat. Czytam przepis: w
głębokim garnku podgrzewamy oliwę i wrzucamy bakłażana pokrojonego w dużą kostkę.
Prawie natychmiast wchłonął całą oliwę. I co teraz? W tym momencie Sylwia
rozwiała moje bakłażanowe wątpliwości. To warzywo chłonie oliwę jak gąbka. Ale
nie boimy się tej oliwy. Wlewamy ile sobie bakłażan zażyczy. Wchłonął kolejna
porcję? Dolewamy. Bakłażan ma niewiele kalorii, ale dużo błonnika. W duecie z
oliwą przyśpieszy naszą przemianę materii, więc nie musimy obawiać się nadmiaru
kalorii pochodzących z oliwy. Dolewałam, zatem oliwy i mieszałam. Mieszałam i
dolewałam, tak przejęta tymi bakłażanami, że zupełnie nie wiedziałam co dzieje
się na sąsiednim stanowisku.
Zgodnie z przepisem dodałam pasty Tahini, zamiast papryczek
chili i kminu rzymskiego (bo nie zostały zakupione do warsztatów) dodałam
harisy (mieszanka tych dwóch składników). Dodałam też sporo mięty i bazylii.
Sól, pieprz. I mieszałam, mieszałam, mieszałam. W miarę gotowania bakłażany
rozpadały się, a ja traciłam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. A już na pewno nie
wyobrażałam sobie tej papki na mieszance sałat Fit&Easy. Zioła zniknęły w otchłani
rozpadających się warzyw i moja potrawa zaczynała wyglądać coraz mniej
apetyczne. Sylwia podeszła i spróbowała. Za ciężkie! Za dużo pasty tahini i za
dużo harisy. Nie czuć świeżych ziół. No oczywiście, że nie czuć skoro już dawno
się udusiły w bakłażanie.
Nie przejmuj się, uśmiechnęła się Sylwia, uczymy się na
błędach. Czyli drugie podejście i druga porcja pokrojonego bakłażana. Okazało
się, że bazylia i mięta już dawno wyszły. Na szczęście odkryłam dwie doniczki
świeżej kolendry. To moje ulubione zioło. Drugi bakłażan przyrządzany był pod
większą kontrolą – mniej tahini i mniej harisy, ale ciągle tak samo dużo oliwy.
Gdy już dobrze nasiąknął oliwą i zaczął się rozpadać, dorzuciłam kolendrę. Dużo
kolendry. Wyskubałam całą doniczkę.
W miedzy czasie zajrzała Sylwia zapewniając mnie, że im
bardziej bakłażan się rozpada tym lepiej. I pomogła mi zutylizować bakłażana z
nieudanego podejścia. Zmiksuj go – poradziła, co też zrobiłam. I nagle, żałosne
oberżyny z zagotowanymi na śmierć ziołami i nadmiarem tahini z harisą zamieniły
się w przepyszny mus. Naprawdę smakował niesamowicie. Delikatny bakłażan, z sezamowym
smakiem tahini, pikantnością harisy i wyraźną nutą mięty. Byłby idealny do
wafli ryżowych , świeżej bagietki, chlebków pita, surowych warzyw pokrojonych w
paski.
Wiesz co? – kolejna sugestia Sylwii – wymieszamy to z quinoa
i figami. Ugotowana quinoa i karmelizowane na patelni figi pożyczyłyśmy ze
stanowiska Roberta. Wyszła kolejna pyszna rzecz. Słodkie figi idealnie zharmonizowały
się orientalną harisą, tahini i miętą. Pikantna pasta ze słodkim akcentem. Też
do konsumowania z pieczywem. Ja bym takie danie zapakowała do pudełka i zjadła
w pracy na lunch, nawet bez pieczywa. W końcu jest quinoa.
I ostatnia odsłona: bakłażan z kolendrą. To już była moja
samodzielna twórczość. Sylwia sięgnęła łyżką do garnka. Chwila prawdy… Mmm!
Pyszne! Naprawdę bardzo dobre! Sylwia zawołała Roberta. Spróbuj! To już nie
żarty: próbuje poważny szef kuchni, z bardzo znanego programu kulinarnego i
bardzo znanej restauracji. Znakomite! A spróbuj tego! Co to jest? Zmiksowany bakłażan.
A tu dodałyśmy figi i quinoa! Już nie pamiętam jakich słów użył Robert. Czy wyśmienite?
Czy smakowite? Czy po prostu pyszne? Ale bardzo mu smakowało. Każda z trzech wersji.
Co tu dużo pisać. Poczułam się dumna i szczęśliwa. Mój
bakłażan, w trzech odsłonach przygotowany pod okiem Sylwii zachwycił wszystkich.
A ja byłam tak przejęta swoją rolą, że ominęły mnie pozostałe przepisy.
Jednym okiem zerkałam na deser z zapiekanych śliwek.
Podglądałam pieczone labraksy. I spróbowałam zdrowych muffinek z szałwią. Wszystkie
przepisy mam. I postaram się wszystkie wypróbować. I oczywiście nie omieszkam się
nimi podzielić.
A tymczasem, jako owoc niezapomnianej
i przesympatycznej współpracy Runaddict z uroczą Sylwią Wiesenberg powstał bakłażan w trzech odsłonach: bakłażan z kolendrą i mieszanka sałat, bakłażanowy mus i bakłażanowy mus z quinoa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz