sobota, 24 sierpnia 2013

Moje 7 powodów


Chyba zawsze biegałam. Jako dziecko bawiąc się w berka albo podchody. W szkole, przy okazji różnych sportowych aktywności pozalekcyjnych bieganie było częścią treningu. Obowiązkowo w czasie studiów na AWFie. Ruch był zawsze moją „potrzebą elementarną”, a bieganie jego najprostszą i najprzystępniejszą formą. Bardzo długo nie zastanawiałam się na tym, dlaczego biegam.

  • Dopiero, gdy po studiach zaczęłam różne prace niezwiązane z kulturą fizyczną, a które zaowocowały nadmiarem tłuszczu tu i ówdzie, pojawił się pierwszy świadomy motyw. Trzeba schudnąć. Zatem biegałam, żeby schudnąć. Nieregularnie, niezbyt intensywnie, niezbyt długo. Pewnie nie więcej niż 5 kilometrów. Zwłaszcza, że pojawiły się z pozoru atrakcyjniejsze formy ruchu: całe mnóstwo zajęć w klubach fitness.

  • Drugi świadomy motyw to dobra forma. Nie ma nic lepszego niż bieganie. Wiedziałam to od zawsze. Moje wakacje, letnie czy zimowe zawsze spędzam na desce (wind i snow). Deska daje dużo więcej frajdy, gdy jesteśmy w dobrej formie. Głupio jechać na tydzień, do Prasonisi, gdy przez pół roku siedziało się na kanapie, za kierownicą czy za komputerem. Absolwent AWF-u to wie. Regularność bywała różna, ale z upływem czasu znacznie się poprawiała. Biegałam już 10 kilometrów. Okryłam tez działanie endorfin. Pamiętam ten moment, gdy stanęłam na bieżni (tak, biegałam na bieżni kiedyś) zaraz po pracy, na pełnym w(*)eniu na nie-pamiętam-już-co. Po 30 minutach biegu jakoś, tak przestało mnie to obchodzić, a do głowy zaczęły wpadać coraz pozytywniejsze myśli. Jeszcze nie wiedziałam, co to jest, ale zauważyłam, że jest i że działa. Biegałam już bardziej regularnie, dwa, czasami trzy razy w tygodniu. Ale zima, mróz, śnieg i potem roztopy były ciągle wymówką, żeby jednak zostać w domu. Albo pójść na step.

  • Trzeci, aczkolwiek niezbyt istotny motyw to wynik. Nic wielkiego. Pobiegłam po raz pierwszy w Biegnij Warszawo. Takie tam 10 kilometrów. Czas: 56 minut. Ale byli znajomi, było porównywanie wyników. Ja byłam najlepsza, więc pomyślałam: trzeba poprawić wynik.

  • Czwarty rozpoznany motyw to były właśnie endorfiny. Wiedziałam, że istnieją, jak i kiedy działają. Zaczęłam ich bardzo potrzebować. Był taki trudny moment w moim życiu, gdy opiekowałam się chorą mamą. Z dala od przyjaciół z Warszawy, sama w małym mieście, gdzieś na południu Polski. Ta godzina biegania w ciągu dnia była moim rytuałem i jednocześnie odskocznią od problemów nie do przeskoczenia. Biegałam codziennie około 10 kilometrów. Gdy było mi naprawdę ciężko, wiedziałam, że za chwilę wybiegnę i wszystko stanie się łatwiejsze. Nigdy wcześniej tak regularnie nie biegałam. Jakby nie patrzeć było to 60 km tygodniowo – rozsądnie robiłam dzień przerwy w tygodniu na basen.

  • I pojawił się piąty motyw, najbardziej narcystyczny. Gdy już było po wszystkim i wróciłam do Warszawy, do swojego „normalnego” agencyjno-reklamowo-pracoholickiego życia okazało się, że jest mnie parę ładnych kilogramów mniej. No cóż, jestem kobietą. Moje odbicie w lustrze i zachwyt w oczach znajomych, którzy mnie ponad pół roku nie widzieli były wystarczającym powodem, aby kontynuować tę regularność.

  • Motyw szósty: doping. Zaczęłam chwalić się swoim bieganiem na fejsie. Regularność i coraz dłuższe odcinki wzbudzały podziw znajomych, ranne, „runtastyczne posty” zbierały lajki i pozytywne komentarze. To bardzo motywuje.  Pewnego ranka, gdy (nie pamiętam, dlaczego) nie pobiegłam, podszedł do mnie w pracy kolega i powiedział: „Beato! Bardzo się zaniepokoiłem. Nie widziałem twojego posta rano na fejsie”. Pojawiły się pytania, kiedy maraton?  Trzeba było się zapisać i pobiec. Czułam presję znajomych, ale i własną. Trzeba nadać temu bieganiu jakiś wymierny cel. Ładne nogi i szczupła sylwetka wydawały się trochę miałkie.

  • Motyw siódmy: maraton. Swój pierwszy, pełna strachu przed magiczną trzydziestokilometrową ścianą, ukończyłam z czasem 4:12:04. Byłam zaskoczona i tym bardziej dumna i szczęśliwa. Trzeba grać dalej. Chcę grać dalej, zatem za 5 tygodni mój drugi maraton. Chyba wypada zejść poniżej 4 godzin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz