czwartek, 27 czerwca 2013

Moi biegowi guru


Nie pamiętam już, kto mnie zainspirował do biegania. Mój świętej pamięci tato, czy Tomasz Hopfer, którego również już nie ma wśród nas. Tato zaszczepił we mnie zamiłowanie do sportu i nawyk dbania o kondycję. Tak jak dbamy o zęby, chodzimy regularnie do fryzjera, ja mam potrzebę bycia sprawną. Żeby nie sapać wchodząc na swoje czwarte piętro bez windy i nie mieć zakwasów trzeciego dnia na wyjeździe snowboardowym. Tomasz Hopfer sprawił, że nabrałam szacunku do biegania. Szacunku, ale i chęci. Lekkoatletyka to królowa sportów. A bieganie to najbardziej efektywny wysiłek. To część treningu niemal w każdej dyscyplinie. To też najmniej wymagający sport. Nie potrzeba nic, prócz naszych chęci i pary butów, które na początek nie muszą być nawet wyjątkowe.
Biegać można zawsze i wszędzie. O 6 rano, o północy, w parku, po ulicach, wokół własnego bloku… I wystarczy godzina, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia za michę makaronu, czy pudełko czekoladek.

A wracając do Tomasza Hopfera pamiętam akcję „Bieg po zdrowie”. I pierwszy maraton, który zainicjował w 1979 roku. Oglądałam w telewizji razem z tatą. Pamiętam, jak powiedziałam: „Tato, chodź kiedyś pobiegniemy taki maraton”.

Zaliczyłam swój pierwszy maraton w kwietnu, 2013 roku. I na parę dni przed startem spotkałam jeszcze jedną „wielką postać” . Byłam ze znajomymi na premierze filmu Imagine. W większej grupie. Nie wszyscy się znali. Przedstawiono mi wysokiego pana: „To jest Marian”. Ja, ogarnięta przedmaratonową gorączką, zaczęłam się chwalić znajomym, że za parę dni startuję. Marian zapytał się: „Maraton Orlen?”. Tak, odpowiedziałam. „Bo ja będę pomagał w organizacji”. I wtedy wtrąciła się moja koleżanka. „Marian też kiedyś biegał. To był najszybszy biały człowiek swego czasu”. Coś mi  zaczęło świtać… „To jest Marian Woronin”. Aaaaa! Jakże mi miło Cię poznać. To dla mnie zaszczyt. Towarzystwo pokładało się ze śmiechu, na moją dziecięco entuzjastyczną reakcję.

Ale cóż, to prawda. Byłam zaszczycona. Gdy w szkole podstawowej troszkę otarłam się o lekkoatletykę – skakałam wzwyż – Marian Woronin był wielka gwiazdą sportu. I kilka dni przed moim pierwszym maratonem, miałam zaszczyt spotkać poniekąd idola z dzieciństwa. To taki miły zbieg okoliczności,  który dodał niezwykłości mojemu pierwszemu udziałowi w maratonie. Och, jaka szkoda, że nie mogłam się pochwalić tacie. Byłby dumny.

PS. Przygotowywałam się do maratonu biegając między innymi Aleją Tomasza Hopfera.